Najnowsze wpisy, strona 10


cze 24 2004 tak
Komentarze: 1

musze to stwierdzic. jestem nieszczesliwie zakochany.

wiedzacyocochodzi : :
cze 20 2004 stala
Komentarze: 0

sie rzecz straszna. ogolnie rzezbiorac weszlismy w dosc bliski kontakt, dzis mnie nawet na wieczor zaprosila sami w domu itd itp. bubalabe. i gadamy. i nagle mowi costam costam i "a moj chlopak na to............." a ja zbladlem. nadal ma tego chlopaka tylko ze jak ona to okreslila sa w seperacji.

wracam do domciu a ona mi pisze ze chlopak wkurwiony ze u niej bylem czy costam.

zalamany ?

stawka, jedna karta.

wiedzacyocochodzi : :
cze 19 2004 nie
Komentarze: 0

otrzymam promocji do trzeciej klasy. zmieniam szkole. na taka ze nie zgine albo zgine z nadmiaru pracy :) prywatna. duzo platna. ogarnalem sie. to najwazniejsze. te jakies smetne doly mam za soba. ruszamy.  i z tą oniesmielajaca opcja sie kroi :)

wiedzacyocochodzi : :
maj 22 2004 jest
Komentarze: 1

tak jak myslalem. dusze sie w tej monotonii.

wiedzacyocochodzi : :
maj 19 2004 był
Komentarze: 2

majowy dzien. smignalem po raz kolejny do O. tam rozmyslalsmyi o swietlanej przeszlosci, wspominalismy najlepsze koncerty i jakze byla dyskusja o c. ktorego to o. nie lubil jednak ja bylem posrednikiem miedzy nimi. pasja wszystkich byla muzyka. istnial zespol. majac 16 lat jezdzilismy po calej polsce, mielismy sponsorow, sam nie wierzylem w to co sie dzieje. zespol nie istnialby jednak gdyby nie O. poniewaz C. to ciezki wspolpracownik i w gruncie rzeczy podobaja mu sie tylko jego rzeczy. wszystko co moje byla bewsztane. jednak O. zalatwial takie korzysci dla nas wszystkich ze mozna rzec "zyc nie umierac". tego dnia nie bylo nic nowego, jaralem na balkonie u O., gadka jak zawsze. potem wrocilem, rozmowa na gg z A.(umielismy gadac tylko na gg, mimo tego ze widzielsmy sie codziennie) i tak kolejny dzien mijal. uczyc to sie duzo nie uczylem. w zasadzie w ogole. zylem zespolem. dobrnalem do czerwca. w szkole nie zaliczony jezyk w efekcie czego komis, ale to nie bylo najwazniejsze. najwazniejsze bylo to ze zaczela sie zlota era koncertow. w czerwcu mielismy zagrac ich 6. m.in w Z. (po raz trzeci tam gralismy, tam spotkalem pewna K.). dzien wczesniej jednak pojechalismy (ja i O., C. tlumaczyl sie ze nie moze) do wroclawia bo tam bylismy umowieni z wydawca w celu (wydania?) plyty. i tak tez sie spotkalismy. po tej gadce, idac ulicami W. nie mialem zadnych mysli oprocz tej jednej: mam raj pod stopami i nikt mi tego nie zabierze.w zasadzie wszsytko bylo jak w raju. jednego dnia z wydawca, drugiego na koncert, do K, czulem niesamowita wolnosc. czulem ze jestem ponad wszystkimi znajomymi, ze cos osiagnalem, ze mam przyjaciela (O.) z ktorym wszystko pojmujemy jednakowo. dzien pozniej bylismy w Z. dojechal C. koncert mistrz, noc spedzilem z K. bylo pieknie. na drugi dzien musielismy wrocic bo gralismy gdzie indziej, w okolicach warszawy. w domu bylem moze ze 2 godziny w ten weekend. potem zostal juz tylko tydzien szkoly. poszedlem w poniedzialek. zostalem opierdzielony i wysmiany przez wszystkich ze mialem mozliwosc poprawy jezyka, a gdzies pojechalem. ale ja mialem to w dupie. zdajac sobie sprawe z tego ze to ja jestem guru i to ze ja sie z nich moge smiac a nie odwrotnie. minal tydzien, koniec roku szkolnego. zaczal sie tour zycia. 3 koncerty w 3 dni. zrobilismy chyba 2000 km w pociagu, w tym zagralismy najlepsze koncerty zycia. publika pieciotysieczna jak nie wiecej, setki autografow, zdjec. moglo byc lepiej ? nie. potem zaczely sie wakacje. zagralismy jeszcze z jeden koncert w czerwcu i lipiec wolny. melanze i wypoczynek. sierpien: pojechalem do Z. do K. to byla niespodzianka. przyjechalem niespodziewanie. piekne 3 dni. potem jednak kilkakrotna ilosc tych dni ale w nieco innym nastroju. placz. serio. placz. zdalem sobie sprawe po wielu meczarniach ze to jednak nie ma sensu. chodzilo o odleglosc. ok pol tysiaca kilometrow. pod koniec sierpnia zdalem egzamin z jezyka, zagralismy jakis koncercik i potem przyszly mysli o zaczeciu nagrywania plyty. O. zalatwil najlepsze studio w wawie, nic tylko wejsc i nagrywac. zaczela sie jesien, zaczelo sie jakos smetnie, weszlismy do studia. nie wychodzilo nam to razem jakos. dluga przerwa. i koniec. potem jeszcze jeden koncert i koniec. koniec zespolu. O. znalazl kogos innego ktoremu teraz zalatwia wszystko tak jak nam wtedy, C. wysylam po parenascie tekstow i nagranych zwrotek z nadzieja ze sie dogra, nic. za slabe. dzis mamy maj. nie dzieje sie nic. dobija mnie mysl ze jestem jednym z tych wszystkich szarych ludzi. mam jedna nadzieje: N. podobala mi sie zawsze, ale zabiera mi klase jej widok jednak ostatnio nieco sie bardziej zaczelismy (kolegowac?) i nalezy to wykorzystac. jednak to nie zastapi mi zespolu. nie mam tego kopa, tego poczucia wyzszosci, tego wspanialego zycia, tych ulotnych chwil z koncertow... nie mam sensu istnienia. schemat 5 dni szkola, 2 weekendu i melanzu to nie dla mnie. zdecydowanie.

wiedzacyocochodzi : :